Sąd Najwyższy uniewinnił Tomasza Komendę od zarzucanych mu czynów, przez które przesiedział 18 lat w więzieniu. Należy zatem traktować Tomasza Komendę jako niewinnego i to akurat nie podlega dyskusji. Kwestią czasu było to, że o Tomaszu Komendzie powstanie książka, ale to, że ta książka jest tak bardzo słaba, jednostronna, a autor uległ emocjom, jakim dziennikarz śledczy ulegać nie powinien, ogromnie zaskakuje. Tym bardziej, że redaktor Głuszak nie jest dziennikarzem z pierwszej łapanki. Ta książka to przykład tego, jak mając świetny materiał można napisać rzecz okropną.
Przeczytaliśmy tę książkę bardzo dokładnie i wnikliwie, potem długo o niej rozmawiając. Przyznać musimy, że spodziewaliśmy się tej książki, bo mimo, iż jej powstanie było trzymane w dużej tajemnicy, dochodziły do nas przecieki o tym, że redaktor Głuszak nad nią pracuje. Kibicowaliśmy mu nawet. Wiedzieliśmy też, mniej więcej, o czym będzie, jakie będą punkty odniesienia autora. Dlatego czekaliśmy na nią z niecierpliwością. Jednak większość informacji o tym, co książka będzie zawierała nie sprawdziła się. Zabrakło w niej tego, na co czekaliśmy od kilkunastu tygodni, a na domiar złego autor postanowił urządzić sobie personalną wędrówkę po sprawie, którą powinien opisać zupełnie inaczej. Jako dziennikarz powinien być bardziej opanowany, bezstronny, powinien zachować zimną krew, a u redaktora Głuszaka tego zabrakło. Ta książka miałaby większą siłę rażenia, gdyby autor skupił się bardziej na tym, co zawierał podtytuł: Szokująca opowieść o największej aferze w wymiarze sprawiedliwości wolnej Polski. I właśnie tej szokującej powieści nam tu zabrakło. Jakieś fragmenty tylko, nie do końca dopowiedziane historie... Jednym słowem: Chaos. Niby coś chciał przekazać i opowiedzieć ciekawą historię, ale chyba nie do końca wiedział jak to zrobić.
Wcześniej nikt nigdy nie zadawał Tomkowi takiego pytania, ponieważ nigdy nie był traktowany jako świadek.
Powyższy cytat z książki dotyczy przesłuchania Tomasza Komendy z (prawdopodobnie) 2017 roku, kiedy kilku ludzi wpadło na trop, że wyżej wymieniony człowiek może być osobą skazaną niesłusznie. Napisaliśmy prawdopodobnie, bo już na samym początku doszukiwaliśmy się daty tego przesłuchania, lecz autor najwyraźniej uznał, że jest to informacja mało istotna. Ale nie o datę chodzi, a o sam cytat. Otóż jest to nieprawda, a autor manipuluje opinią publiczną, co zdarza mu się w tej książce wielokrotnie. Tomasz Komenda był przesłuchiwany jako świadek DWA RAZY zanim postawiono mu zarzuty gwałtu i morderstwa.
Jego zachowanie podczas przesłuchania, przygnębienie i smutek wskazywały, że powinien być raczej pensjonariuszem zakładu, gdzie leczy się depresję, a nie więźniem zakładu karnego. Jedynie jego lewa ręka, niemal cała wytatuowana, nie pozostawiała złudzeń, że jest mieszkańcem tego drugiego miejsca.
A w/w cytat z tej książki, to jeden z przykładów zaściankowego myślenia i stereotypowego podejścia do sprawy, co dziennikarzowi tego formatu po prostu nie przystoi, bo idąc jego tropem, każdy wytatuowany człowiek nie pozostawia złudzeń, że jest mieszkańcem zakładu karnego.
To tylko dwa przykłady z całej książki, która usłana jest takimi "kwiatkami". Czytelnicy, którzy nie znają tej sprawy tak dogłębnie, jak redaktor Głuszak czy my, nie wyłapią przekłamań, ale wyłapią inne rzeczy, które z pewnością im się nie spodobają.
Grzegorz Głuszak miał wyjątkową okazję, aby napisać genialną powieść o historii człowieka, przy którym przez ostatnie miesiące był niemal dzień i noc. Miał okazję napisać książkę o człowieku, który mu zaufał i z którym rozmawiał, jak chyba z nikim innym. Cóż, Głuszak tej szansy nie wykorzystał i wyszło co wyszło. A szkoda, bo to naprawdę bardzo ciekawa historia, warta opowiedzenia ku przestrodze nie tylko tym, którzy mogą znaleźć się w sytuacji podobnej do tej Tomasza Komendy, ale też tym, którzy mogą znaleźć się w sytuacji, w jakiej znaleźli się policjanci, prokuratorzy, adwokaci i sędziowie blisko związani z tą sprawą. Ale przede wszystkim, ku przestrodze opinii publicznej, która zlinczowała Tomasza Komendę na długo przed tym, zanim został wydany prawomocny wyrok skazujący. I tu również autor popłynął przyznając w swojej książce, że sam uwierzył w winę Tomasza Komendy osiemnaście lat temu, bo dzisiaj, opisując Jego historię, popełnia dokładnie ten sam błąd kategorycznie wskazując winę na innego mężczyznę, któremu co prawda zostały postawione zarzuty, ale Sąd nie skazał go jeszcze prawomocnym wyrokiem. Czy jeśli historia się powtórzy, to redaktor Głuszak znów napisze książkę, tym razem o innym niesłusznie skazanym, o którym sam dzisiaj mówi, że jest winny? Dziennikarz takiego kalibru jak Grzegorz Głuszak, który ma duży wpływ na opinię publiczną, powinien wystrzegać się takich wpadek.
Bardzo źle postąpił również z pewnym człowiekiem, którego opisał w w/w książce powołując się na znajomość z nim. Przypisał mu rzeczy, które nie miały miejsca, ujawnił jego tożsamość i teraz musi napisać sprostowanie do książki, co raczej dobrze o autorze nie świadczy. Zresztą, w tej książce jest bardzo dużo niejasności, bardzo dużo przekłamań i bardzo dużo pomówień, i tylko czekać, aż kolejne osoby zaczną domagać się sprostowania.
Uderzył nas też nieprofesjonalizm i nieuczciwość autora, do czego sam się przyznaje (chyba trochę nieświadomie) pisząc w swojej książce o wywiadzie z człowiekiem, który obecnie uważany jest za podejrzanego o dokonanie zbrodni miłoszyckiej. Ten człowiek nie wyraził zgody na nagrywanie go tak, aby widoczna była jego twarz. Mimo to, redaktor Głuszak nagrał go z dwóch różnych kamer, z których jedna rejestrowała go tak, jak sobie ów nagrywany nie życzył. Coś nam mówi, że te nagranie będzie wykorzystane przeciw podejrzanemu, kiedy rozpocznie się jego proces...
Jak już pisaliśmy wcześniej, w tej książce jest bardzo dużo niedomówień i przekłamań. Znając tę sprawę od podszewki, możemy się o niej wypowiadać bez kompleksów, dlatego po przeczytaniu w/w książki uważamy, że jest bardzo, ale to bardzo źle napisana. Jest słaba i wydaje się być pisana na kolanie.
Umówmy się, że zbrodnię miłoszycką możemy dzisiaj nazywać Sprawą Tomasza Komendy, co akurat jest dużym nadużyciem, bo choć te sprawy są ze sobą ściśle powiązane, to jednak są to dwie różne tragedie dwóch różnych rodzin. Ale to, czego nam zabrakło w tej książce, to kilka ważnych słów na temat zamordowanej i jej rodziców. Wszyscy dzisiaj mówią o dramacie Tomasza Komendy, ale nikt już nie pamięta o dramacie rodziny, której nastoletnia córka została zgwałcona i w bestialski sposób zamordowana.
Panu Komendzie życzymy wszystkiego dobrego i trzymamy za niego kciuki, bo to co przeżył, to ogromna tragedia dla niego i jego najbliższych. Jesteśmy pełni podziwu dla jego determinacji, siły charakteru, hartu ducha oraz niezłomności i cierpliwości. Chyba nikt z nas nie miałby siły przeżyć tego, co przez te wszystkie lata przeżył on sam. Wielki szacun za wytrwałość. Ale chcielibyśmy zapytać redaktora Głuszaka, czy wie coś na temat renty od premiera, którą dostali rodzice zamordowanej dziewczyny? Nie wie, bo takiej nie było. Tomasz komenda przeżył straszne chwile, ale przeżył i może walczyć z systemem, który go pogrążył, może walczyć o rentę, którą już zresztą otrzymał i o wielomilionowe odszkodowanie, którego mu życzymy z całego serca. A piszemy to dlatego, że autor powyższej książki nie napisał niczego na temat odszkodowania dla rodziny, która córki już nigdy nie odzyska. Na temat dziewczyny, która nie może wskazać na swoich oprawców. Nie zapominajmy, że to Małgorzata Kwiatkowska jest tą pierwszą i największą ofiarą całej tej sprawy i pisząc cokolwiek i na temat kogokolwiek związanego ze zbrodnią miłoszycką, nie pomijajmy tych, którzy stracili najwiecej. Kilka głupkowatych i nic nie znaczących wzmianek powielanych z Internetu, to nie to, co powinno się w takich publikacjach znaleźć.
Odnieśliśmy wrażenie, że dla autora powyższej książki ważniejsze jest wszystko inne, niż sprawiedliwe zamknięcie sprawy, która ciągnie się od 21 lat. Być może jesteśmy w błędzie, ale takie odnieśliśmy wrażenie po przeczytaniu jego książki.
Mimo wszystko, bardzo dobrze, że Tomasz Komenda miał u swojego boku kogoś takiego, jak Grzegorz Głuszak, bo to jeden z niewielu ludzi, którzy stali za nim murem na długo zanim Tomasz Komenda został uniewinniony prawomocnym wyrokiem. Chwała mu za to, że podjął się arcytrudnego wyzwania, które mogło go przecież pogrążyć, gdyby okazało się, że jest w błędzie. Nie zmienia to jednak faktu, że autor pisze i mówi rzeczy nie czekając na ich oficjalną weryfikację, a jego książka, jest przykładem absolutnego grafomaństwa, niesprawdzonych faktów i daleko sięgających wniosków, i aż dziw bierze, że wydawnictwo Znak pozwoliło sobie wydać tak źle napisaną pozycję.
Redaktor Głuszak, jako czołowy przedstawiciel dziennikarstwa śledczego, powinien lepiej przyłożyć się do tej książki i sprawić, aby stała się najważniejszą literacką premierą tego roku. Tak się jednak nie stało i wyszedł z tego lakoniczny bełkot. Szkoda.
GRZEGORZ GŁUSZAK - Z dziennikarstwem związany od 20 lat. Siedmiokrotnie nominowany do nagrody Grand Press, wyróżniony na festiwalu Camera Obscura. Ulubiona tematyka - przestępczość zorganizowana i meandry polskiego wymiaru sprawiedliwości. Autor reportażu o Tomaszu Komendzie oraz jak sam twierdzi - Pierwszy dziennikarz, który uwierzył, że w więzieniu siedzi niewinny człowiek.
TYTUŁ: 25 lat niewinności. Historia Tomasza Komendy.
AUTOR: Grzegorz Głuszak
WYDAWNICTWO: Znak literanova
PREMIERA: Wrzesień 2018
LICZBA STRON: 320
OKŁADKA: Miękka
FORMAT: 144 x 205 mm
ISBN: 978-83-240-4871-7
OCENA: 4/10
#wydawnictwoznak #literanova #tomaszkomenda #grzegorzgłuszak #superwizjer #tvn #zbrodniamiłoszycka #25latniewinności
Comments