Tyrmand nie nawiedził głupoty z całego serca. Nie znosił również ludzi gloryfikujących bezmyślność i zacietrzewienie. Dawał wyraz temu w swoich książkach, poetyzując jednocześnie inteligencję, rozwagę i zdrowy rozsądek. Podróżując po świecie, szybko zwrócił uwagę na to, że głupcy, których nie sposób zrozumieć, zdarzają się wszędzie. I to dość często... Nie zapomniał jednak o czasach wojny, która mocno go ukształtowała zarówno jako człowieka, jak i pisarza, i podczas której spotykał ludzi, o których mógł, chciał, a nawet musiał napisać.
W krzywym zwierciadle piórem Tyrmanda. Chyba tak należy odbierać ten niezwykły zbiór opowiadań. Tyrmand bacznie przyglądał się światu, a jego absurdy otacza opowieściami lekko przyprószonymi sarkazmem oraz ironią. Bywa zgryźliwy, a nawet cyniczny. Trudno powiedzieć, ile w tych opowiadaniach prawdy, a ile literackiej fikcji, jednak wydaje się pewnym, że wiele tych historii widział na własne oczy, mógł być nawet ich częścią, a umiejętność posługiwania się piórem i maszyną do pisania plus wrodzony talent literacki pozwoliły opowiedzieć te historie w sposób barwny... a nawet wielobarwny, dając czytelnikowi niebywałą radość z ich czytania.
Tyrmand często powtarzał, że komunizm do najgorsze, co mogło się człowiekowi przydarzyć, ale tym zbiorem opowiadań dowodzi, że głupotę i niedorzeczność znaleźć można zawsze i wszędzie, nie tylko w tak absurdalnej społeczności, jaką tworzył blok wschodni.
Sejm przyjął uchwałę ustanawiającą rok 2020 Rokiem Leopolda Tyrmanda. Na ten rok przypada 100. rocznica urodzin i 35. rocznica śmierci wybitnego pisarza, dziennikarza i publicysty.
Jest to zupełnie nieprawdopodobna historia i gdyby nie fakt, że byłem jej bardzo bezpośrednim świadkiem, nigdy bym sam w nią nie uwierzył.
14 opowiadań z różnych stron świata osadzonych na przestrzeni wielu lat, z tym, oczywiście, najważniejszym opowiadaniem w dorobku autora, czyli Gorzki smak czekolady Lukullus. Wszystkie te historie są bardzo proste, a jednocześnie bezgranicznie ciekawe, napisanie wręcz obłędnie, jakby sam Bralczyk redagował tę książkę. Umiejętność wyrafinowanego doboru słów urzeka już od pierwszego akapitu zbioru i prawdę mówiąc, nie rozumiem, jak mogłem mijać się z tą książką przez tyle lat. Siedząc i delektując się tymi opowiadaniami, myślałem jednocześnie o tym, jak bardzo osobliwym człowiekiem musiał być Tyrmand, skoro wszystkie te sprawy widział w takich barwach. W czasach, kiedy inni autorzy starali się "popełnić" wiekopomne dzieło, Tyrmand opisywał rzeczywistość i robił to w taki sposób, że wielu mogłoby (i zapewne tak było) pozazdrościć mu lekkości pióra, trzeźwości umysłu i bystrego oka.
Te opowiadania przenoszą nas nie tylko w czasie i przestrzeni, ale też do wnętrza umysłu samego autora.
Niedziela w Stavanger oraz Opowieść o tragicznym tenisiście to zdecydowanie najbardziej przeze mnie ukochane opowiadania Tyrmanda, lecz pozwolę sobie od razu zaznaczyć, że wszystkim pozostałym opowiadaniem w tym zbiorze niczego nie brakuje i są równie doskonałe, co te dwa moje ulubione. Warto zwrócić uwagę na to, że choć całość jest rozciągnięta w czasie, to wszystkie te opowiadania krążą wokół II Wojny Światowej i nie noszą one znamion patetyzmu, lecz snują się niczym sławetna trylogia Grzesiuka. Podobny styl, podobne spojrzenie na świat tamtych czasów. I choć obu panów wiele różniło, to można ich dzieła stawiać obok siebie na jednej półce, bo jest to ten sam kaliber literatury, wybitny i ponadczasowy.
Norwedzy nigdy nie byli ani wylewni, ani zbyt serdeczni. Wojna i okupacja wyrobiły w nich zimną, odstręczającą powściągliwość. Biedny cudzoziemiec ginął w Oslo, nie mając praw do żadnej informacji, jeśli nie znał norweskiego. Na pytanie po niemiecku jedyną odpowiedzią było wzruszenie ramionami, język angielski uważany był za prowokację. Oto Norwegia Anno Domini 1944. Norwegia bez ulubionej wódki "drammer" i bez tytoniu, za który przeciętny Norweg zaprzeda duszę (lecz nie Niemcom)...
Komplet opowiadań Leopolda Tyrmanda
W opowiadaniach Tyrmanda znajdziemy mozaikę, z której można poskładać całe jego życie. Mozaikę barwną i niezwykłą. Jak cała Jego twórczość. Jak cały Tyrmand.
Opisywał swoje przeżycia wojenne, fascynację sportem, snuł rozważania nad naturą ludzką, ale przede wszystkim pisał o sobie, a pisząc o sobie - opisywał otaczający go świat.
OPOWIADANIA:
Rower, czyli zemsta moralności
Hanka
Opowieść o tragicznym tenisiście
Kolacja
Amulet, czyli zła wiara
Zwyciężać znaczy myśleć
Pokój ludziom dobrej woli
Hotel Ansgar
"Błyskawicę" słychać w Oslofiordzie
Jonathan Miller
Gorzki smak czekolady Lukullus
Kajaluk
Niedziela w Stavanger
"Tübingen" ma białe kominy
LEOPOLD TYRMAND
Urodził się w Warszawie w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Przed wojną zdążył jeszcze przez rok studiować w Paryżu na wydziale architektury. Po wybuchu wojny, który zastał go w Warszawie, wyjechał do Wilna, gdzie jednak w 1940 roku został aresztowany przez NKWD za przynależność do organizacji antyradzieckiej. Udało mu się uciec z więzienia po ataku nazistów na Wilno. Potem trafił do Niemiec na roboty. Pracował jako tłumacz, kelner, robotnik kolejowy i marynarz. W tej ostatniej roli próbował przedostać się w 1944 do neutralnej Szwecji, został jednak schwytany i osadzony w obozie koncentracyjnym Grini. Po wojnie pozostał jeszcze przez rok w Danii i Norwegii, pracował dla Czerwonego Krzyża, był też korespondentem Polpressu. W kwietniu 1946 wrócił do Polski. Podjął pracę jako dziennikarz „Przekroju”. Od 1950 zaczęło się stopniowe wyrzucanie go z kolejnych gazet, w końcu przygarnął go „Tygodnik Powszechny”. Jednak, kiedy w marcu 1953 roku, TP został zamknięty po odmowie druku oficjalnego nekrologu Stalina, Tyrmand został obłożony nieoficjalnym zakazem publikowania. Wtedy to powstał jego Dziennik 1954. W 1955 na chwilę coś się zmienia i Tyrmand wydaje w Czytelniku Złego, który natychmiast staje się bestsellerem. Potem zdążył jeszcze opublikować pierwszą część mini powieści Wędrówki i myśli porucznika Stukułki. Fragmenty Życia towarzyskiego i uczuciowego, które ukazały się w „Kulturze”, wywołały wściekłość tzw. Salonu. Potem już cenzura zatrzymywała jego kolejne książki, odmawiano też wznowień. Nie miał poparcie w środowisku literackim. Wreszcie w 1965 roku otrzymał paszport i wyjechał z Polski.
Tytuł: Gorzki smak czekolady Lukullus
Autor: Leopold Tyrmand
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 30 września 2015
Premiera: 1957
Projekt okładki: Zuzanna Malinowska
Liczba stron: 376
Oprawa: twarda
Format: 152 x 214 mm
ISBN: 978-83-7779-340-4
OCENA: 9/10
PATRONI HONOROWI KSIĄŻKI:
Biblioteka Narodowa, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza.
PATRONI MEDIALNI KSIĄŻKI:
Magazyn Kultury Popularnej Esensja, Lubię Czytać, Z górnej Półki, Granice.pl, Kwartalnik Artystyczny Bliza, Booklips.pl, Chorzowianin.pl, DużeKa.pl, DlaLejdis.pl, Tygodnik MIL Miasto i Ludzie, NowaCzytelnia.pl, Oblicza Kultury, Natura i Ty, Co Jest Grane, biblioNETka.pl, Polskie Radio Białystok, Magazyn Książki, Projektor, KulturaRzeszowska24.pl, sok, sztukator.pl, Tygodnik Regionalny.
POLECAMY RÓWNIEŻ TEGO WYDAWNICTWA:
O powstawaniu gatunków, drogą doboru naturalnego – jest dla przyrodników tym, czym jest ogólna teoria względności Einsteina dla współczesnych fizyków. Biologia w przeciwieństwie do innych dziedzin nauki, takich jak np. matematyka czy fizyka ma niewiele ściśle zdefiniowanych praw – ewolucja jednak jest takim prawem i to Charles Darwin otworzył nam drzwi do jej fascynującego świata.
#leopoldtyrmand #gorzkismakczekoladylukullus #opowiadania #2020RokLeopoldaTyrmanda #wydawnictwomg #hultajliteracki #recenzja #MG #haoradio #halotusieczyta
Comments