Nie ma kapitalizmu bez rasizmu - powiedział wiele lat temu Malcolm X. Te słowa niosą się echem po całym świecie do dziś, na każdym kroku potwierdzając prawdziwość tych słów. I tak jak dumni Amerykanie uważają, że wiodą prym w każdej dziedzinie życia społecznego, tak i rasizm jest tym, co zdołali opanować do perfekcji. Przemoc na tle rasowym była największym orędziem nowo powstającego państwa o pięknej, czcigodnej i ekskluzywnej nazwie United States of America w XVIII wieku. Zaczęło się oczywiście dużo wcześniej, kiedy jeszcze nikt nie myślał o Zjednoczonym Patriarchacie Ojców Założycieli, ale książka, o której tu mowa, opisuje przemoc na tle rasowym w Ameryce, zatem to, co było wcześniej, to temat na inną recenzję.
W dniu 4 lipca 1776 wszyscy członkowie Kongresu (bez jednego) podpisali Deklarację Niepodległości. Równało się to powstaniu nowego państwa – Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Deklaracja stwierdzała, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi i są obdarzeni nienaruszalnymi prawami – do życia, wolności i ubiegania się o szczęście. W celu zabezpieczenia tych praw został wyłoniony rząd. A jak jest naprawdę? Książka Patricka Phillipsa udowadnia ponad wszelką wątpliwość, że Stany Zjednoczony Ameryki to najbardziej rasistowski kraj na tej planecie; To kraj, który przemoc na tle rasowym ma we krwi. I choć Autor opisuje rasistowską historię Stanów Zjednoczonych przełomu XIX i XX wieku, to jednak trudno nie zauważyć po lekturze tej książki, że w Ameryce niewiele się dzisiaj zmieniło w kwestii różnic kulturowych, rasowych czy religijnych. Książka skupia się przede wszystkim (choć nie tylko) na jednej małej czarnoskórej społeczności i jej wielkiej tragedii, którą wywołało brutalne zabójstwo młodej białej dziewczyny. Wydarzenia z tego czasu i z tego miejsca odcisnęły jednak piętno na kolejnych pokoleniach Afroamerykanów.
Do końca października nocni jeźdźcy przepędzili prawie wszystkich z tysiąca dziewięćdziesięciu ośmiu członków afroamerykańskiej społeczności - którzy pozostawili za sobą porzucone domy i szkoły, zapasy, żywy inwentarz i czekające na zbiór uprawy na polach. Z dnia na dzień opustoszały ich kościoły. Sale, w których dotąd śpiewano "River of Jordan" i "Go Down Moses", teraz nagle stały się upiornie ciche.
Korzenie we krwi to przerażający wycinek historii Stanów Zjednoczonych, to jeden z wielu przykładów ciemnej strony białej Ameryki, która tolerancję ma wpisaną jedynie w Konstytucję i nic poza tym. Oczywiście nie można generalizować, bo ogromna część białych obywateli USA poszłaby za czarnoskórymi czy Latynosami w ogień, aby ich bronić, nie zmienia to jednak obrazu państwa, w którym dziesiątki milionów obywateli to wciąż rasistowskie zakapiory. Rasizm widoczny jest od klas najniższych po struktury polityki i biznesu. Każde pokolenie ma swojego Malcolma X, Amadu Dialo czy George'a Floyda. Black Lives Matter to akcja, która wpasowałaby się w każde dziesięciolecie z 245 lat niechlubnej historii USA.
Prawda o Amerykanach wcale nie jest taka złożona, jakby się mogła wydawać, Ameryka po prostu nie lubi nikogo, czarnych, żółtych, Latynosów, ateistów, muzułmanów, Żydów, gejów... trudno nawet uwierzyć, że lubią samych siebie.
Mieszkając w Stanach Zjednoczonych w latach 1994 - 2004 byłem świadkiem częstego zezwierzęcenia społecznego w różnych klasach społecznych, nieuzasadnionej nienawiści wobec "innych", bzdurnych animozji międzysąsiedzkich i rasowych przepychanek. Amerykańska nienawiść jest bardzo gęsta i wisi w powietrzu niczym smog w Warszawie, bez względu na to, czy pojedziesz na północ, czy na południe kraju, czy znajdziesz się po wschodniej, czy zachodniej jego stronie.
Sath Och Barry, Indianin i ojciec mojego przyjaciela powiedział mi, że jest to klątwa rzucona na blade twarze przez Małego Wilka, wielkiego wodza Czejenów. Barry opowiadał mi tę historię wielokrotnie i czytając Korzenie we krwi, nie sposób było mi nie wracać do jego opowieści, choć nie jest to książka o pogromie Indian, lecz o nienawiści i terrorze wobec czarnoskórych obywateli USA, ale jak mówią sami Amerykanie - What's the difference?
W niedzielę tydzień temu pięciu mężczyzn udało się do murzyńskiego domu. [...] Wysłali tam młodego człowieka, żeby sprawdził, czy murzyńskich mężczyzn nie ma, i żeby zapytał, czy kobiety mają jakąś broń. Kiedy wie dowiedzieli, że nie ma mężczyzn ani pistoletów, pojechali tam [i] kazali kobietom odejść, jednej z malutkim dzieckiem i w lejącym deszczu. Kiedy one odeszły, zastrzelili psy, wzięli wszystko meble, ubrania i pościel, ułożyli na stosie na podwórku, [potem] podłożyli ogień i spalili, razem z psami.
Choć jestem świadomy okrucieństwa współczesnego świata, to przyznam, że trudno mi było przejść przez tę książkę. I nie dlatego, że jest źle napisana (wręcz przeciwnie, to jeden z najlepiej napisanych reportaży), lecz dlatego, że zawartość tej książki jest zatrważająca. Zło, jakie się z tej publikacji wylewa, przeraża... Po przeczytaniu tej książki czuję złość i odrazę do kraju, który przecież mianuje się najbardziej demokratycznym krajem na świecie, stojącym na straży prawa, równości i tolerancji całego świata. Nie ma chyba drugiego tak młodego, a jednocześnie tak krwawego państwa na tej planecie. Nie pamiętam książki, która tak by mną wstrząsnęła i wywołała takie emocje...
Patrick Phillips napisał książkę, która pozostanie z Ameryką już na zawsze i nie będzie to coś, z czego Amerykanie będą mogli być zadowoleni. Kiedy słucham kolejnych amerykańskich Prezydentów, jak nawołują do powrotu do korzeni, do czasów, kiedy tworzyła się konstytucja, do czasów, kiedy Ameryka się budowała i określała przed światem swoją tożsamość, to ściska mnie w żołądku, bo historia, o której mówią, to ta sama historia, którą opisał Patrick Phillips. Nie ma w niej nic pięknego i nic, z czego Ameryka mogłaby być dumna. Ten kraj powstał na rasowej nienawiści i w rasowej nienawiści trwa po dziś dzień.
W grudniu 1986 roku temat przemocy na tle rasowym trafił na pierwsze strony gazet w całym kraju po tym, jak w okolicy Howard Beach w Queens w Nowym Jorku banda białych pobiła czterech czarnych mężczyzn. Dwudziestotrzyletni Afroamerykanin Michael Griffith zginął, kiedy gromada białych nastolatków z kijami baseballowymi zaatakowała go za przekroczenie niepisanej granicy rasowej.
Reportaż Phillipsa o czystkach etnicznych w hrabstwie Forsyth w stanie Georgia to wstrząsający dowód na to, jak głęboko sięgają korzenie przemocy na tle rasowym w Ameryce.
Na przełomie XIX i XX wieku w Forsyth mieszkała duża społeczność afroamerykańska, w skład której wchodzili m.in. nauczyciele, rolnicy, kupcy czy służący. Wielu z nich posiadało własne gospodarstwa i ziemie.
We wrześniu 1912 r. trzech młodych, afroamerykańskich robotników zostało oskarżonych o gwałt i zamordowanie białej dziewczyny. Jeden z nich został wyciągnięty z celi i zlinczowany na rynku, dwóch pozostałych powieszono po jednodniowym procesie. Wkrótce hordy „nocnych jeźdźców” rozpoczęły skoordynowaną akcję podpaleń i terroru, wypędzając tym samym wszystkich 1098 czarnych obywateli powiatu. Po wszystkim biali zbierali plony i przejmowali zwierzęta hodowlane swoich dawnych sąsiadów, dyskretnie domagając się „opuszczonych” ziem. Zwęglone ruiny domów i kościołów wkrótce porosły chwastami, a afroamerykańska społeczność Forsyth wraz z nimi odeszła w zapomnienie.
Finalista National Book Award, Patrick Phillips, przerwał trwającą od stuleci ciszę i rzucił nieco świata na historię rasistowskiego terroru, który w XXI w. nadal kształtuje Amerykę.
Na początku lat siedemdziesiątych wielu uczestników linczów i członków band nocnych jeźdźców zaczęło wymierać, zabierając ze sobą ostatnie żywe świadectwa wypędzeń. Tożsamość tych ludzi pewnie już na zawsze pozostanie tajemnicą. Relacja Marcusa Mashburna, miejscowego lekarza, nie pozostawia jednak wątpliwości, że wielu z nich to znani mieszkańcy, którzy - po zakończeniu wielomiesięcznej kampanii terroru wobec własnych sąsiadów - wrócili do spokojnego życia jako farmerzy, sklepikarze, handlarze i bogobojni, praktykujący chrześcijanie.
PATRICK PHILLIPS
Urodzony w 1970 roku amerykański poeta, tłumacz, wykładowca uniwersytecki. Finalista najważniejszej amerykańskiej nagrody literackiej National Book Award i laureat nagrody za przekład wierszy duńskiego poety Henrika Nordbrandta. Urodził się w Gainesville w Georgii, mieszka w Nowym Jorku.
Tytuł: Korzenie we krwi. Czystki etniczne w Ameryce
Autor: Patrick Phillips
Wydawnictwo: Post Factum
Tytuł oryginału: Blood at the root: a racial cleansing in America
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Format: 143 x 205 mm
Liczba stron: 358
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 26 lutego 2020
Premiera: 26 lutego 2020
Wydanie: I
ISBN: 978-83-66460-14-0
POLECAMY RÓWNIEŻ TEGO WYDAWNICTWA:
Bellingcat: ujawniamy prawdę w czasach postprawdy opowiada o tym, jak jeden człowiek pobudził do działania dziennikarzy obywatelskich, którzy rozwiązują największe zagadki naszych czasów, korzystając jedynie z komputerów. Bellingcat to niezależny internetowy serwis śledczy, który rzuca nowe światło na nasz sposób myślenia o mediach, polityce i przyszłości cyfrowego świata... WIĘCEJ O KSIĄŻCE
HULTAJ LITERACKI NA FACEBOOKU
HULTAJ LITERACKI NA INSTAGRAMIE
www.postfactum.com.pl
www.hultajliteracki.pl
#patrickphillips #korzeniewekrwi #czystkietnicznewameryce #wydawnictwopostfactum #wydawnictwosoniadraga #reportaz #historia #rasizm #ameryka #postfactum #soniadroga #hultajliteracki
ZAPRASZAMY DO WSPÓŁPRACY Z NAMI AUTORÓW I WYDAWCÓW
•ZAPOWIEDZI• •PROMOCJE• •PREMIERY• •RECENZJE• •WYWIADY• •PATRONAT MEDIALNY•
hultajliteracki@ivovuco.com +48 698 800 944
Comments