top of page
Szukaj

KRÓL SZULERÓW - Jan Głuchowski.

Gdzie zaczyna się polska literatura? Wbrew pozorom, odpowiedź jest bardzo prosta: Dla każdego w tym samym miejscu, czyli w momencie przeczytania pierwszej książki polskiego autora, po którą sięgamy sami, z wolnego wyboru. Nie DZIADY czy KRZYŻACY (swoją drogą świetna książka), przez które większość młodych ludzi nie jest w stanie przejść, a które nakazem Ministerstwa Edukacji Narodowej, przez wiele lat były swoistym MUST READ!


Każdy z nas miał jakiś początek i ja dokładnie pamiętam swój. Był to KRÓL SZULERÓW, autorstwa Jana Głuchowskiego. Powieść ukazała się w 1986 roku, za pośrednictwem Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej, czyli dzisiejszej Bellony. Zapłaciłem wówczas za tę książkę 300 złotych. Nikt jej nie polecał, nikt nie recenzował, nikt mnie do niej nie zmuszał. Słyszałem, jak dwóch facetów rozmawiało na przystanku autobusowym o ciekawej książce. Mówili o niej z takim zapałem, byli tak podnieceni, że zwróciło to moją uwagę. Jak można tak bardzo jarać się książką? Postanowiłem to sprawdzić. Nie wiem o jakim tytule rozmawiali tamci panowie. Wpadłem do księgarni na zamojskich podcieniach, przejrzałem wszystkie okładki i ta jedna wpadła mi w oko. Reszta była jakaś taka przaśna, albo zbyt oczywista. Zanim kupiłem, przeczytałem to, co było napisane z tyłu książki. Miałem dziewięć, może dziesięć lat. Ostatnie zdanie opisu mocno rozbudziło moją wyobraźnię.


Pogmatwane losy arcygracza i niedościgłego szulera układają się w gorzką przypowieść

Biorę! Wydałem jedyne pieniądze, które zarobiłem zbierając jarzębinę i sprzedając ją w skupie Herbapolu. Książkę łyknąłem w dwie noce. Przykryty kołdrą, przy świetle latarki, czytałem z zapartym tchem, przenosząc się do czasów, kiedy Polski nie było na mapie, a domy rozpusty i gier hazardowych, rozsiane gęsto po całej Europie, były bezpieczną przystanią inteligentnych cwaniaków, którzy wiedzieli jak i gdzie zdobyć duże pieniądze. Którzy wiedzieli, jak się ustawić w tych trudnych czasach i wieść wspaniałe, ciekawe życie. Główny bohater, to generał Ignacy Chodźkiewicz, choć kiedy go poznajemy, nie jest nawet szeregowym. Postać o tyle ciekawa, co autentyczna, ale przez wiele lat wymazywana z kart polskiej historii. I gdyby nie Jan Głuchowski, pewnie do dzisiaj byłby anonimowym człowiekiem. A przecież Dyzma, to przy Chodźkiewiczu faramuszka! Już sam tytuł zdradza, o czym jest powieść i to może niektórych odstraszyć. Ale to przecież nic bardziej mylnego! Co prawda zarówno główny bohater, jak i kilku pobocznych, to rasowi szulerzy, złodzieje i kłamcy, lecz to tylko tło całej historii, bo głównym tematem jest miłość. Do kobiety, do wolności, do pieniądza, do życia. Aż się prosi, żeby wznowić wydanie i przedstawić Polakom ponownie generała Chodźkiewicza, który jako romantyczny i szlachetny łotr, zasługuje na miano polskiego Robin Hooda. Gwarantuję Wam, że czytając tę książkę, będziecie się śmiać, płakać, cieszyć i denerwować. Obgryzać paznokcie i zgrzytać zębami. To nie jest kryminał, horror czy nudna biografia kolejnego dwudziestoparolatka z tv. To cholernie ciekawa i świetnie napisana powieść awanturnicza, jakie pisało się przed wojną lub tuż po. Dzisiaj tego rodzaju książki są niedoceniane, zostały wyparte przez potop szwedzkich kryminałów, które wciągnęły polskich pisarzy w ten popularny nurt, pozostawiając puste pole do popisu dla tego typu literatury. Ta historia targa emocjami, jak tornado dachami domów w stanie Oklahoma i nie pozostawia czytelnika obojętnym. W przeciwieństwie do większości byle jakich powieści wydawanych hurtowo w dzisiejszych czasach, KRÓL SZULERÓW jest perłą polskiej literatury. Bez dwóch zdań.


Kilkanaście kolejnych, podobnych wieczorów ustabilizowało pozycję Ignacego jako najlepszego bankiera w Petersburgu. Jego bank był najbardziej zasobny i przyciągał najwiecej poniterów.

Żeby było bardziej ciekawie, to autorem tej fascynującej biografii jest były ambasador RP w Bangladeszu. Profesor, prawnik i specjalista od finansów międzynarodowych, który po raz pierwszy natknął się na zapiski o Chodźkiewiczu w Szwajcarii. Ta postać tak bardzo go zafascynowała, że postanowił poszukać o nim więcej informacji. Im wiecej się o nim dowiadywał, tym bardziej jerzył sie włos na głowie. Autor książek o podatkach, finansach, stosunkach międzynarodowych czy lokatach budżetowych w Polsce Ludowej, postanowił opisać historię najwiekszego szulara, jakiego zrodziła matka Ziemia. Można by było się spodziewać, że człowiek pokroju profesora Głuchowskiego nie może napisać dobrej książki beletrystycznej. I to jest racja, KRÓL SZULERÓW nie jest powieścią dobrą, jest powieścią genialną, tym bardziej, że wyciąga z okowów ciemności człowieka zapomnianego przez historię. Człowieka, który gardził bogaczami, pomagał biednym i wyśmiewał nadętych bufonów, choć wolałbym napisać, że po prostu robił sobie z nich jaja. To dzięki tej książce postanowiłem zostać pisarzem. Wracam do niej raz po raz i zawsze czytam ją tak, jakbym to robił po raz pierwszy. To ta właśnie powieść spowodowała, że chcę pisać historie prawdziwe, powieści awanturnicze, o hultajach i dziwakach. Złodziejach, typkach szemranych, dziwkach, narkomanach czy po prostu, ludziach mocno doświadczonych przez życie. Nie o celebrytach, którzy wiodą piękne i bogate życie…. Chociaż, jak się tak zastanowić, to Chodźkiewicz był takim właśnie celebrytą. Kobiety mdlały na jego widok (sądzę, że winne temu były jego reputacja i pieniądze), a mężczyźni chcieli się z nim przyjaźnić (prawdopodobnie z tych samych powodów). Po dwudziestu sześciu latach od premiery KRULA SZULERÓW i ja zadebiutowałem powieścią awanturniczą. Gdzie? W tym samym wydawnictwie, co profesor Głuchowski! Choć działającym już pod inną nazwą. Drugą swoją powieść, również awanturniczą, wydałem w innym wydawnictwie. A kto był jej redaktorem? Piotr Głuchowski – syn Jana Głuchowskiego, któremu autor zadedykował KRÓLA SZULERÓW (i jego bratu). Czy to przypadek? Nie sądzę.


Chodźkiewicz od czasu powrotu z Paryża miał okazję wielokrotnie spotkać się z Jerzym, któremu imponowała nieograniczona fantazja salonowego szulera, jego pogarda do do ogromnych przegranych i ogromnych przegranych, wreszcie - otwarta rozwiązłość.

Po trzydziestu latach od tego dnia, kiedy wydałem 300 złotych na swoją pierwszą książkę, spotkałem się z jej autorem i był to mój najszczęśliwszy dzień w życiu. Niesamowita historia. Sięgnijcie po tę powieść, bo naprawdę warto. W Szwecji jeszcze się taki pisarz nie urodził, jak Głuchowski i chyba nigdy się nie urodzi. Taki talent trafia się raz na tysiąc lat, a taka powieść nie powtórzy się już nigdy.


Tytuł: KRÓL SZULERÓW Autor: JAN GŁUCHOWSKI Wydawnictwo: MON Rok: 1986 OCENA: 10/10


26 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page