Uliczna opowieść o ulicznym życiu, o ludziach z czeskich nizin społecznych, o tej części Pragi, do której w dzień lepiej nie zaglądać, a co dopiero w nocy. Mieszkańcy Nusli są tak dziwni i tak bardzo odrealnieni, że Czesi nawet zaczęli opowiadać o nich kawały. Niczym Rosjanie o Bałtach, czy Polacy o Wąchocku. Sam spędziłem w Czechach kilka lat i zdążyłem poznać ich specyficzne podejście do życia, humor, którego nikt nie rozumie i zamiłowanie do picia. Duńczycy mówią, że największymi chlejusami są Finowie, Anglicy zaś, że prym wiodą Irlandczycy. Niemcy mówią tak o Polakach, a Polacy o Rosjanach. Jednak prawda jest taka, że największymi pijakami są mieszkańcy Doliny Nuselskiej... Pijakami i ziół-jarami.
Nie jest to jednak książka o pijakach i narkomanach, nic z tych rzeczy, choć alkohol leje się tu strumieniami, a bohaterowie rzadko bywają trzeźwi. Kiedy już nie piją, to jarają zielsko, o które dbają, jak o skarb narodowy. Mimo to książka jest przede wszystkim o życiu na marginesie społeczeństwa, ale prawdę mówiąc, nawet nie z własnej winy, a z przyjemności bycia darebákiem i mieć na wszystko vyserane. Outsiderzy z wyboru (choć nie wszyscy) są solą Doliny Nuselskiej i samo przyglądanie się im powoduje salwy śmiechu. Stojąc z boku, mogłoby się wydawać, że należy im współczuć, ale uwierzcie mi na słowo, ci ludzie mają tak odjechane pomysły, że od współczucia bliższe Wam będzie cynizm, rechot i kpiarstwo. Czasami zastanawiam się, czy to nie jest jakaś pozorna gra, że ci ludzie tworzą swego rodzaju teatr komedii, za który ktoś sowicie ich wynagradza. Jest jednak pewien haczyk w tym miejscu pełnym dziwactw i parodii życia - niebezpieczeństwo. Radziłbym Wam unikać jednak Nusli, szczególnie tej części, która znajduje się w dzielnicy Praga 2. Nie jest to ani przyjazne, ani ładne, ani układne miejsce. Podobny wydźwięk miał w latach 90. wrocławski Trójkąt Bermudzki. Łatwo tam zarobić w mazak i pożegnać się z fantami. Mój kolega, który miał na Nuslach dziewczynę, stracił jedynkę, buty i zegarek... u dziewczyny w mieszkaniu.
Znam wielu ludzi. Ludzi, którzy codziennie wysiadują w knajpach. Sam do nich należę. Uważam ten sposób życia za dobry. Za dnia odwalić swoje, a wieczór przesiedzieć nad piwem. Wydaje mi się to równie sensowne, jak cokolwiek innego.
Rewelacyjna książka! Lubię zaglądać w zaułki społeczne, które różnią się znacznie od tego, co moje. Nie wiem, czy to wścibskość, ego, czy może sentyment do czasów, kiedy sam szlajałem się tymi samymi ścieżkami. Piszę i czytam to, co jest mi bliskie, a ta książka przywołuje bardzo bliskie mi wspomnienia. Myślę jednak, że bez względu na to, czy mieliśmy do czynienia ze światem opisywanym w tej książce, czy nie, warto się z nim zapoznać. Autor o pseudonimie Green Scum jest bacznym obserwatorem życia i potrafi to wykorzystać, przelewając swoje spostrzeżenia na papier. To bystry i sprawny pisarz, znający się na rzeczy i myślę, że nie jedna książka jeszcze przed nim. A że sam w młodości byłem zbuntowanym punkiem, który do życia podchodził jak bohaterowie Nuselskiego punka, to sentyment mój do tej książki jest jeszcze większy.
Polski wydawca napisał, że jest to mistrzowskie skrzyżowanie prozy Grzesiuka, Haszka i Hrabala. Zgadzam się z tym absolutnie, choć dodałbym do tego jeszcze Sergiusza Piaseckiego i Grześka Stelmaszewskiego. A w szczególności tego drugiego. Nuselski punk jest książką bardzo ciekawą, śmieszną i dobrze napisaną, aczkolwiek tłumacz poległ tu po całości. Już od pierwszych stron da się zauważyć, że nie obcował z półświatkiem czeskim i nie do końca rozumie pewne zwroty. Wole i Piczo powinny być przetłumaczone, bo oddaje to całą sentencję barwy slangu nuselksiego i nie są to imiona, jak to przedstawił Krzysztof Rejmer, a słowa-śmieci, które wpływają na jedną, ale za to zasadniczą rzecz: wyrazistość przekazu. Jest to zabieg bardzo popularny w czeskim języku niższych sfer... I jeszcze jedno: -ova, nie -owa, przy żeńskiej odmianie nazwiska w czeskim języku, bo to tak, jakby Czesi zmieniali -ski na -sky. Banał, ale istotny. Jak już używamy w nazwisku czeskich ř, ž czy č, to i "końcówków" się nauczmy. To tak z szacunku do naszych sąsiadów...
Jednak nie tylko tu złapaliśmy tłumacza na tym, że w sprawach czeskiej degrengolady języka jest po prostu niekumaty. Szkoda, gdyby znał specyfikę języka z Doliny Nuselskiej, książka byłaby dla polskiego czytelnika bardziej zrozumiała i z pewnością ciekawsza. Po kilku ewidentnych wtopach tłumacza sięgnąłem po oryginał i daję Wam słowo honoru, że oryginalna wersja jest śmieszniejsza i bardziej bałamutna. Nie znaczy to jednak, że nie polecam wersji polskiej, wręcz przeciwnie, dla kogoś, kto nie zna języka czeskiego (choć wielu powie, że zna, co jest nieprawdą i tylko im się tak wydaje) będzie to lektura wciąż ciekawa, kolorowa i frywolna. Żywię jednak ogromną nadzieję, że jeśli książka zostanie w Polsce kiedykolwiek wznowiona, to tłumaczenie będzie poprawione.
Nie odbierajcie tej książki jednak pod znakiem komedii i satyry, jest w niej dużo dramatu, tęsknoty za normalnością i beznadziei. Przekaz jest mocny, nasączony dużą ilością trawy, piwa i muzyki, ale warto czasami zajrzeć tam, gdzie nas nie ma, a gdzie ludzie tańczą z takimi problemami, o jakich nam się nigdy nie śniło. Pamiętajcie, że to, co dla wielu z nas jest podłogą, dla innych może być sufitem.
Mateřiduškowa to jeszcze lepszy model niż jej stary. Wciśnięta w o numer za mały nylonowy komplet. Była potężna, dlatego największa nawet wielkość czegokolwiek była na nią zawsze o numer za mała. Mateřiduška pochylił się i przez otwarte okno nacisnął guzik. Mieli audi. Jedno z nielicznych w Nuslach. W ramach reprywatyzacji dostali dom. Wielki dom przy głównej ulicy. Dwadzieścia siedem mieszkań. Po kilku korzystnych zamianach zostały im garsoniera i audi. Po naciśnięciu guzika otworzył się bagażnik. Mateřiduška obszedł auto i ze środka wyjął bluzę. Mógł ją wprawdzie wozić obok siebie na siedzeniu, ale wtedy nie mógłby szpanować bagażnikiem ze wspomaganiem.
Historie i historyjki o ludziach z praskich nizin to mistrzowskie skrzyżowanie prozy Grzesiuka, Haszka i Hrabala. Green Scum zna ten świat z pierwszej ręki, bo sam żyje na Nuslach "na przemian pod dachem i na ulicy".
Nusle to ciesząca się nie najlepszą sławą proletariacko-romska dzielnica w Pradze. To miejsce, w którym nic nie jest proporcjonalne, wszystko od czapy. Miejscowi mają mnóstwo świetnych pomysłów, których, nie wiedzieć czemu, nie rozumie świat. Bo też cóż może być złego w tym, że np. ktoś skróci sobie drogę, jadąc rowerem przez tunel za wagonami metra? Tutejsi ludzie starają się jakoś przetrwać, mieć na chleb i na piwo w miejscowej gospodzie. Ich opowieści autor, pisarz i bloger ukrywający się pod pseudonimem Green Scum, zna z pierwszej ręki, bo jak sam o sobie mówi, żyje na przemian pod dachem i na ulicy: Większość tych historyjek przeżyłem sam albo wydarzyły się one moim przyjaciołom. Są to historie wprawdzie na pierwszy rzut oka humorystyczne, ale kryje się za nimi smutek, bo zwyczajny człowiek, taki któremu nic nie wychodzi, zbyt wesołego życia nie ma.
Język, którym mówią bohaterowie książki nie jest językiem wzniosłej literatury. To język, jaki można usłyszeć w czeskich gospodach, bogaty leksykalnie, pełen swoistego czarnego humoru, ale też lapidarny, zdolny w krótkich słowach, chropowatych frazach, zdrobnieniach i skrótach oddać skomplikowane niuanse rzeczywistości.
"Nuselski punk" to współczesna czeska literatura w najlepszym wydaniu.
GREEN SCUM
Niestety nie wiem nic o autorze, więc nic Wam o nim nie napiszę.
TYTUŁ: Nuselski Scum
AUTOR: Green Scum
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
DATA WYDANIA: 22 sierpnia 2019
TYTUŁ ORYGINALNY: Nuselskej Punk
TŁUMACZENIE: Krzysztof Rejmer
PREMIERA: 2015
PROJEKT OKŁADKI: Paweł Panczakiewicz
LICZBA STRON: 328
OPRAWA: twarda
FOMRAT: 130 x 201 mm
ISBN: 978-83-8169-132-1
OCENA: 8/10
Uzasadnienie: Rewelacyjna powieść, której atutem jest język, niestety źle przełożony, co obniża ocenę aż o 2 punkty. Mimo to warto sięgnąć po tę książkę. Zdecydowanie polecamy.
POLECAMY RÓWNIEŻ TEGO WYDAWNICTWA:
Dziadek Władek. O Broniewskim, Ance i rodzinie.
Ewa Zawistowska, wnuczka Władysława Broniewskiego, przez lata rozdzielała jego postać na "prywatnego" dziadka Władka i "oficjalnego" poetę ze szkolnych podręczników. Swojej matki Anki, młodo zmarłej ukochanej córki Broniewskiego, nie pamiętała zupełnie. Po pamięć i wiedzę o nich wyruszyła w literacką podróż w głąb zatrzaśniętego w skrzyni archiwum rodzinnego.
Z nieznanych dotąd listów, zdjęć i dokumentów autorka układa historię swojej niezwykłej rodziny... WIĘCEJ O KSIĄŻCE
Comments